- Wendy Altschuler zabrała ze sobą trzech synów na 110-kilometrową wędrówkę szlakiem Johna Muira w Kalifornii.
- Jej najstarszy syn dobrze wykorzystał swój kurs pierwszej pomocy, pomagając młodszemu bratu.
- Chce wykorzystać czas, jaki ma, póki dzieci są na tyle duże, że mogą wędrować, a ona na tyle młoda, aby do nich dołączyć.
Żeby było uczciwie, gdybyś zapytał moją trójkę nastolatki w tej chwili, gdyby lubili dźwigać cały swój dobytek na plecach i wędrować tak głęboko w lesie, że w telefonie komórkowym nie mieli połączenia, z pewnością powiedzieliby „nie!”
Wędrówki z plecakiem są trudne, naprawdę trudne, zwłaszcza jeśli to nie był Twój pomysł, a rodzice zmusili Cię do detoksu na łonie natury wbrew Twojej woli, z dala od przyjaciół i urządzeń cyfrowych.
Podczas jednej siedmiodniowej wycieczki z plecakiem, podczas której przeszliśmy około 70 mil przez wysokie Sierra Szlak Johna Muira w Kalifornii — magiczna kraina szczytów o wysokości ponad 5000 metrów, jezior polodowcowych i błyszczących płyt granitu — moi chłopcy w wieku 11, 13 i 14 lat słyszeli jedną z dwóch rzeczy od niemal każdego turysty, którego spotkali na szlaku: „Życzę moim rodzicom zabrał mnie na taką wycieczkę, kiedy byłem w twoim wieku” i „Chciałbym zabrałem moje dzieci na wycieczkę z plecakiem kiedy byli mali.”
Zawsze kochałem z plecakiem z moimi dziećmii mam nadzieję, że pewnego dnia zrobię to z moimi wnukami. Resztę 330 km JMT chcę dokończyć z synami.
To prawda: tych lat nie można cofnąć
Jest takie idealne miejsce, skrzyżowanie, gdzie są Twoje dzieci wystarczająco dorosły, aby wędrować z pewną wagą, a ty nadal jesteś zdrowy, silny i wystarczająco młody, aby stawić czoła wycieczce.
W końcu nie jest łatwo wędrować przez cały dzień, rozbijać obóz, gotować obiad, spać na ziemi, a potem powtarzać to wszystko następnego dnia i następnego.
Dlaczego więc to robię? Po co ciągnąć dzieci w górę i po skalistych szczytach gór lub przez gęste lasy, gdzie niebezpieczeństwa takie jak zbliżająca się pogoda, dzika przyroda lub obrażenia mogą wykoleić podróż, którą planowałeś od miesięcy?
Od razu, turystyka piesza noszenie przez wiele dni z rzędu wszystkiego, czego potrzebujesz, ale niczego, czego nie potrzebujesz, to jeden z najlepszych sposobów, jakie znam, aby naprawdę połączyć się z moją rodziną.
Bez rozpraszaczy w postaci smartfonów, gier wideo, obowiązków szkolnych i zawodowych czy innych obowiązków, mogę zająć się tym, co naprawdę ważne: poświęceniem znaczącego czasu moim synom.
W ten sam sposób, w jaki A rekolekcje firmowe mogą pobudzić kreatywność, zapewniając pracownikom przerwę od rutyny, nasze rodzinne wędrówki pomagają nam nawiązywać silniejsze relacje bez odwracania uwagi od codziennego życia domowego.
Podczas naszej wycieczki z plecakiem JMT wspólnie gotowaliśmy posiłki, filtrowaliśmy i uzdatnialiśmy wodę, rozbijaliśmy namioty i podziwialiśmy całodzienne eksploracje. Któregoś popołudnia spędziliśmy godziny w naszych namiotach, czekając na przechodzącą burzę gradową — nie mieliśmy nic do roboty poza opowiadaniem dowcipów, relaksowaniem zmęczonych ciał, wymyślaniem piosenek i słuchaniem łomotu lodu odbijającego się od naszych namiotów.
Wyciągnięte wnioski
W głębi kraju, po długim czasie spędzonym na rzucaniu i nadziei, mój najstarszy syn złowił, wypatroszył i ugotował rybę. Mój średni syn, wykształcony w zakresie nawigacji i płomieni, sam ruszył szlakiem kawałek do przodu i ostatecznie odbył sprzyjającą sytuację sam na sam z mulakiem. A mój najmłodszy? Musiał zebrać siły i postanowić dotrzymać kroku braciom i znaleźć radość w wymagającym doświadczeniu.
Wszyscy zmagaliśmy się z uczuciem dyskomfortu, wilgocią, głodem i zmęczeniem, i to dzięki tym próbom odkryliśmy, z czego naprawdę jesteśmy stworzeni.
Oprócz zdobycia pozwoleń, zdobycia urządzenia satelitarnego na wypadek sytuacji awaryjnych i poznania terenu od podszewki, odbyliśmy mnóstwo ćwiczeń fizycznych, aby przygotować się do JMT.
Nie tylko jeździliśmy na krótsze i łatwiejsze wycieczki z plecakiem, testując nasz sprzęt i wzmacniając mięśnie nóg, ale mój mąż kupił także moim chłopcom styropianowe samoloty, aby mogli biegać w górę i w dół wzgórza, aby wystrzelić i przynieść samoloty. Wiedzieli, że zostali „oszukani” do ćwiczeń, ale i tak robili to na własną rękę.
Mój najstarszy wziął pierwsza pomoc kurs, który okazał się przydatny, gdy mój najmłodszy skaleczył się w palec na szlaku. Dla mnie najważniejsze było obserwowanie dumy malującej się na twarzy mojego syna, gdy wkroczył do akcji i wyciągnął zestaw z plecaka, aby pomóc swojemu młodszemu bratu.
Znaleźliśmy sens w każdym doświadczeniu
Po przekroczeniu wyznaczonej linii mety i powrocie do domu nauczyliśmy się głęboko doceniać wszystkie najważniejsze rzeczy, które łatwo uważać za oczywiste: dach nad głową, czystą bieżącą wodę, ciepło i miękkość naszych własnych łóżek oraz wolność jedzenia tego, co chcemy i kiedy chcemy.
Jest coś w walce z a duże wyzwanie w naturzeangażowanie się w to, co nasze dzieci nazywają „zabawą typu drugiego”, co rodzi niezależność i dojrzałość. Niezależnie od tego, czy moi chłopcy zdawali sobie z tego sprawę, czy nie, promieniowali na tym szlaku. Nauczyli się, jak być liderami, odpowiedzialnymi i odpowiedzialnymi za siebie i otaczających ich ludzi.
Moi chłopcy również nawiązali między sobą więź, ponieważ polegali na sobie w zakresie rozmów, motywacji i wsparcia. Jednak przede wszystkim moi chłopcy nauczyli się, że są zdolni do trudnych rzeczy. Są znacznie silniejsi, niż im się wydawało. Teraz, gdy życie rzuca im wyzwania, mają z czego czerpać siłę, aby móc iść do przodu.
Konsekwentnie powtarzamy naszym chłopcom proste, ale piękne stwierdzenie Conana O’Briena: „Jeśli będziesz naprawdę ciężko pracować i będziesz miły, wydarzy się niesamowite rzeczy”.
Masz osobisty esej na temat więzi z rodziną, którym chcesz się podzielić? Skontaktuj się z redaktorem: akarplus@businessinsider.com.