Od kilku miesięcy zajmuję się tematyką zdrowia konsumentów. Oznacza to, że stoję bezpośrednio na drodze wielu uderzająco złych porad dotyczących „dobrego samopoczucia” w mediach społecznościowych. Na przykład: Weź sok ziemniaczany zamiast antybiotyków na anginę paciorkowcową (Co? NIE); oblać się piwem dla lepszej opalenizny (och — używaj kremów z filtrem przeciwsłonecznym lub pozostań w cieniu); nabierz suchy proszek proteinowy bezpośrednio do ust (kiepski pomysł!).

Oznacza to również, że dużo myślę o konsekwencjach bzdurnego węża strażackiego. Ludzie są zostać zranionyma eksperci, zszokowani spektaklem, poświęcają niezliczone godziny i dolary na próby naprawy. Różnorodni naukowcy i dostawcy opieki zdrowotnej próbują zalać strefę treściami obalonymi. Jednak to wcale nie jest jasne, czy treść dotarła do wielu umysłów lub je zmieniła wśród osób najbardziej podatnych na dezinformację dotyczącą zdrowia.

Jako osoba stosunkowo nowa w obalaniu pracy, nienawidzę tego. To jest nudne i nie ma końca. Filmy typu „jeden dziwny hack”, które wypuszczają wpływowi influencerzy, wydają się być dostępne w opakowaniach zbiorczych po tysiąc sztuk; zanim zdążyłem walnąć choćby jednego z nich, pojawiło się 10 kolejnych. A ponieważ nie jestem przekonany, czy to, co jest napisane, faktycznie dociera do ludzi, którzy najprawdopodobniej uwierzą w bzdury o zdrowiu, które widzą w Internecie, często wydaje mi się, że ta praca jest bezcelowa.

Jest mnóstwo winy za ten ponury stan rzeczy. Winię sprzedawcy oleju wężowego którzy czerpią korzyści z desperacji i zamieszania innych, oraz z platform technologicznych, które pozwalają im się rozprzestrzeniać. Winię za to organy regulacyjne i ustawodawców przeciągać nogami na kontrolowanie tych ogromnych korporacji. Obwiniam niedofinansowanie z Edukacja publicznaktóre w przeciwnym razie uczyłyby dzieci lepszych umiejętności krytycznego myślenia. Obwiniam agencje rządowe, których najlepsze intencje wciąż nie doprowadziły do ​​skutecznej komunikacji, a także polityków i inne osobistości publiczne, które podważają te agencje dla wpływów.

Ale muszę przyznać, że w głębi duszy mam ochotę potrząsnąć konsumentami, którzy ślepo podążają za niesprawdzonymi „radami” zdrowotnymi z Internetu, nie pytając o ich źródło. Przykro mi, ale zaufasz przypadkowemu facetowi, który wciska ci „oczyszczanie pasożytów” i mówi, żebyś wypij proszek do prania — a nie rządowy naukowiec, któremu dosłownie zakazano monetyzacji zaangażowania? Czasami jestem winny chęci rezygnacji z ludzkości.

Nie jestem dumny z tej odpowiedzi. W końcu społeczeństwo jest na czubku niektórych z najbardziej wykwalifikowany uwaga manipulatory cały czas. Wiemy, że rosnący zasięg i siła dezinformacji zdrowotnej jest bezpośrednio powiązana z bardzo rozsądnym podejściem brak zaufania do systemóww tym rząd, branża opieki zdrowotnej i eksperci naukowi. Niektórzy gracze w każdej z tych instytucji tak mają poważny uczciwość problemyi mogli zawieść wiele osób w bardzo osobisty sposób. Nie kwestionuję czyjegokolwiek prawa i rozsądku, aby patrzeć na te systemy ze zdrowym sceptycyzmem.

Ale przyjaciele, po prostu nie możemy tak dalej działać. Oboje o tym wiemy: niedawno ankieta przeprowadzone przez firmę zajmującą się komunikacją medyczną Edelman, wykazało, że 63 procent osób w wieku od 18 do 34 lat martwi się dezinformacją dotyczącą zdrowia. (Co ciekawe, jest to ta sama grupa demograficzna, która według Kaiser Family Foundation jest najbardziej narażona na przejdź do mediów społecznościowych (w celu uzyskania informacji lub porady na temat zdrowia.)

Co więcej, ludzie doskonale zdają sobie sprawę ze szkodliwości wiary w bzdury i mają wgląd w to, jak te bzdury wyrządziły im osobistą krzywdę. Pięćdziesiąt pięć procent młodych dorosłych w badaniu Edelmana żal decyzja dotycząca zdrowia, którą podjęli na podstawie dezinformacji otrzymanej z reklamy, od rodziny lub znajomych albo od twórcy treści online.

Mimo to ten bzdurny wąż strażacki nadal istnieje. To podstępne — dezinformacja najczęściej trafia do ludzi, przedostając się do ich kanałów bez zaproszenia. Chociaż jest bardziej prawdopodobne, że opuści ludzi zdezorientowany niż przekonanyzasiewa ziarno utrzymujących się wątpliwości, które mogą mieć wpływ na dalsze decyzje zdrowotne.

Innymi słowy, zobaczenie TikToka na temat wpychając ząbek czosnku do nosa może nie sprawi, że pobiegniesz do szuflady na warzywa — ale następnym razem, gdy o tym usłyszysz, możesz zareagować „ha” zamiast „cholera, nie”.

Choćby próbowali, służba zdrowia ma mnóstwo czasu na nadążanie za wszystkimi bzdurami, zwłaszcza gdy większość z nich ma formę wideo. The zasady z zaręczyny eksperci ds. zdrowia stworzyli narzędzia, które pomogą konsumentom weryfikować pisemne informacje o zdrowiu, które nie zawsze mają zastosowanie w przypadku materiałów wideo, a proste narzędzia pomagają ludziom ocenić jakość krótkich filmów o zdrowiu deficytowy.

Co więc powinna zrobić osoba korzystająca z Internetu, kiedy następnym razem media społecznościowe zaserwują jej „dziwny trik” obiecujący umięśnione ciało, promienną cerę, nieskazitelnie zrównoważoną gospodarkę hormonalną i wieczność wolną od raka?

Po pierwsze, pozwól, aby twój miernik bzdur cię poprowadził. Jeśli szalone twierdzenie dotyczące zdrowia jest zbyt dobre, aby mogło być prawdziwe, to prawdopodobnie takie jest. To również czerwona flaga, gdy osoba składająca twierdzenie opiera się na języku lub obrazach, które wywołują superintensywne reakcje emocjonalne, takie jak strach i oburzenie, niedawno ekspert ds. dezinformacji z Uniwersytetu Cambridge Sander van der Linden powiedział „New York Times”

Co więc powinna zrobić osoba korzystająca z Internetu następnym razem, gdy media społecznościowe zaserwują jej „dziwny trik” obiecujący umięśnione ciało, promienną cerę, nieskazitelnie zrównoważoną gospodarkę hormonalną i wieczność wolną od raka?

Czy osoba udostępniająca informacje próbuje ci coś sprzedać, składając oświadczenie zdrowotne? Jeśli tak, to jest to niepokojący znak i powinieneś być szczególnie ostrożny, aby sprawdzić dokładność tego, co mówi.

W razie wątpliwości wygoogluj wszystko, co powoduje choćby lekkie mrowienie twoich pajęczych zmysłów. Czy twierdzenie zostało zweryfikowane przez serwisy informacyjne, które cenią dokładność? (Oto kilka przewodnictwo przy ustalaniu, czy witryna z wiadomościami jest godna zaufania, oraz lista źródeł weryfikacji wiadomości od American Library Association.) Możesz także sprawdzić konkretne twierdzenia na jednej z wielu stron internetowych służących do sprawdzania faktów, m.in Sprawdźi na terenach placówek medycznych — Klinika w Cleveland robi trochę dobra robota w tej przestrzeni. Możesz także skorzystać z podejścia offline, pytając swojego lekarza lub zwracając się do biblioteki lokalnej lub uniwersyteckiej o pomoc w sprawdzeniu niektórych twierdzeń.

Oczywiście wszystkie zaangażowane tutaj grupy powinny robić o wiele więcej, aby nas chronić – a jeśli jesteśmy zmuszeni toczyć walkę wręcz z nieustannym strumieniem dezinformacji na temat zdrowia, musimy zastosować znacznie bardziej wyrafinowane metody to zadanie.

Lepsza edukacja w zakresie umiejętności korzystania z wiadomości, która uczy młodych ludzi krytycznej oceny wszystkiego, co czytają w Internecie – w zasadzie wstępne bunkrowanie – to dobry początek. Agencje rządowe i inne instytucje zajmujące się opieką zdrowotną mogłyby również znacznie lepiej przekazywać ludziom informacje w sposób, w jaki chcą i potrzebują.

„Problem polega na tym, że moje filmy… trwają około godziny i są bardzo nudne” – powiedziała Kristen Bibbins-Domingo, redaktor naczelna Journal of the American Medical Association, wiodącego wydawnictwa zajmującego się badaniami zdrowotnymi, podczas wystąpienia na Pomysły Aspen: Zdrowie„I wszystkie inne — są super interesujące i angażujące! Nie muszę zajmować się spłycaniem pomysłów”, powiedziała, ale „konsumenci konsumują”.

Dobre informacje można tak zaprojektować, aby przedostawały się do kanałów użytkowników równie często, jak złe informacje. Ale aby tak się stało, zarówno pracownicy rządowi, jak i dostawcy usług opieki zdrowotnej muszą mieć możliwość wykonywania tej pracy znacznie skuteczniej. Oznacza to szacunek i wynagrodzenie za pracę demaskatorską wykonywaną przez naukowców i dostawców w mediach społecznościowych oraz szkolenie ich w zakresie tworzenia treści, które mają takie same szanse na rozpowszechnienie się jak najgorsze bzdury w wężu strażackim.

Zawsze istnieje możliwość, że coś zmusi platformy mediów społecznościowych do wzięcia na siebie odpowiedzialności i zrobienia czegoś, aby chronić społeczeństwo przed dezinformacją. Ale w międzyczasie posłuchaj tego cichego brzęczącego dźwięku, który teraz słyszysz niemal nieustannie. To twój miernik bzdur, pracuje ciężej niż kiedykolwiek — a twoje zdrowie może zależeć od tego, czy zwracasz uwagę.

źródło