Joan Semmel to amerykańska artystka malująca obraz kobiecości

A potem z całej tej studni obrazów wybiorę obrazy, które mnie urzekły, ekscytują, interesują i które moim zdaniem przekazują mi znaczenie komuś innemu. To pierwsza część.

Część druga dotyczy płótna i skalowania lub przekształcania obrazu. „Projektuję obraz i bawię się kompozycją, przesuwając ją, aż znajdę odpowiednią kompozycję. Przekształcam go kredką, ołówkiem, czymkolwiek, a następnie przechodzę do farby. Następnie obraz rozwija się w przód i w tył pomiędzy mną a płótnem. (Chodzi o to), jak nakładam kolor, jak kolor trafia na płótno, jaki pozostawia ślad. To zawsze niespodzianka. To rozmowa, która toczy się pomiędzy mną, płótnem i pędzlem. Jeśli muszę to zdjąć lub zacząć od nowa, jest to rozmowa w tę i z powrotem. A to zawsze jest wciągające, zaskakujące i zabawne. Jest intensywny i całkowicie wciągający.”

Jej poranny rytuał zaczyna się od przygotowania „filiżanki czarnej kawy z odrobiną mleka – dopóki tego nie zrobię, nie żyję!” – mówi ze śmiechem. „Lubię muzykę podczas malowania, ponieważ zasłania resztę pokoju. To otoczka dźwiękowa oderwana od dźwięków codziennego życia. Jestem skierowany tylko w jednym kierunku i jest to kwestia wizualna. Muzyka to to, co akurat jest dostępne w danej chwili. To będzie radio, nie chcę się z nim męczyć. Nie chcę iść do gramofonu, więc cokolwiek się dzieje – muzyka klasyczna, opera, muzyka ludowa, jazz – jest to sposób na oczyszczenie przestrzeni”.

Punktem wyjścia jest fizyczność rozpoczęcia malowania. „Właśnie wtedy zaczynasz zajmować się prawdziwym malarstwem, kiedy dokonujesz tych wyborów. Od jakiego koloru zacząć? Gdzie mam zacząć? Dokonujesz wyborów niemal automatycznie, ale są one bardzo ważne dla ostatecznej ewolucji obrazu”.

Jej naczelną zasadą jest „po prostu zaufać sobie, zaufać własnym przeczuciom co do tego, o czym jest praca i jak ona wygląda. To nie jest podążanie za kimkolwiek i czymkolwiek. Ważniejsze jest podążanie za własną wizją i wiara w nią. To w ostatecznym rozrachunku będzie najważniejsze w pracy”.

Semmel urodził się w Bronksie w rodzinie żydowskiej i nadal mieszka w Nowym Jorku; „kiedy robi się gorąco i strasznie”, ucieka i spędza lato w East Hampton. Nowy Jork jest ważny, mówi, jako „skrzyżowanie świata. Jest tu mnóstwo ludzi, mnóstwo ciekawych rzeczy do zobaczenia. Istnieje duża, bardzo duża społeczność artystyczna, mnóstwo obrazów, ludzi, imprez, wystaw. To niezwykłe, ekscytujące i wspaniałe miejsce. Kocham to. Nie byłbym nigdzie indziej.” (Semmel wyszła za mąż w 1952 roku w wieku 19 lat, miała syna i córkę; przez siedem lat mieszkała w Hiszpanii, a do Nowego Jorku wróciła w 1970, roku swojego rozwodu.) Gdyby nie została artystką, mówi, że mógł być psychiatrą. „Lubię ludzi i lubię analityczne podejście do tego, co sprawia, że ​​ludzie są tym, kim są. Być może poszłabym w tym kierunku. Albo inaczej polityka.

źródło

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here