Wcielenie się w Jamesa Bonda okazało się dla Seana Connery’ego mieczem obosiecznym. Chociaż aktor zapoczątkował jego karierę i zyskał sławę, aktor jako pierwszy zdał sobie sprawę, że agent 007 stanie się przekleństwem: czuł, że nie może uciec przed cieniem największego brytyjskiego detektywa. Niezależnie od tego, jak postrzegała go opinia publiczna, Connery był zmęczony jego kojarzeniem z tą rolą w różnych momentach, wygłaszając na początku swojej kariery kilka gniewnych oświadczeń w tej sprawie, z których najsłynniejsze stwierdzenie (za pośrednictwem reporter z Hollywood), że „zawsze nienawidził tego Jamesa Bonda” i „chciał go zabić”.

Oczywiście każdy fan aktora będzie wiedział, że jego zasięg wykracza daleko poza komandora Bonda. Przez lata, jakie upłynęły od powstania jednej z najtrwalszych serii filmów „Dr. No” w kinie, Connery pokazał ten zakres w wielu filmach, które miały udowodnić jego talent. Jednym z najbardziej znanych przykładów jest „Wzgórze” z 1965 roku, w którym Scott współpracował z amerykańskim reżyserem Sidneyem Lumetem, aby opowiedzieć historię pięciu więźniów zmagających się w trudnych warunkach północnoafrykańskiego więzienia wojskowego podczas II wojny światowej. Connery zagrał jednego z więźniów, dając znakomicie powściągliwy, ale ostry występ, który pokazał głębię jego talentu wykraczającą poza Bonda.

Gdy dekada dobiegła końca, Connery założył smoking jeszcze dwukrotnie w „Thunderball” i „You Only Live Twice”, po czym zostawił Bonda. Aż do 1971 roku, kiedy to ponownie dał się zwabić do „Diamentów są wieczne”. Ale to, że wrócił do Bonda, nie oznacza, że ​​zrezygnował z dążenia do wyrwania się z serii filmów akcji. W rzeczywistości warunkiem jego powrotu do tej roli było zapewnienie Connery’emu 2 miliony dolarów przez United Artists na nakręcenie dwóch wybranych przez niego filmów. W 1973 roku studio skorzystało z oferty i aktor ponownie współpracował z Lumetem przy być może jego najmroczniejszym filmie, dramacie kryminalnym „Przestępstwo”. Nie wiedział, że ten skromny obraz zainspiruje młodego Brytyjczyka, który pewnego dnia stanie się prawdopodobnie największym reżyserem na świecie.

Ulubiony film Christophera Nolana z Seanem Connerym nie jest taki, jak myślisz

Christopher Nolan i franczyza Bonda krążą wokół siebie od lat. Po zdobyciu sławy dzięki modernizacji serii o Batmanie Nolan dał się poznać jako jeden z nielicznych reżyserów, którzy potrafią niezawodnie zdominować sprzedaż biletów, zachowując jednocześnie swoją artystyczną integralność. Fakt, że jest Brytyjczykiem o przemyślanym i przenikliwym podejściu do tworzenia filmów, który udowodnił, że potrafi kierować franczyzami wielkich nazwisk, sugeruje, że jest najlepszym wyborem do walki z agentem 007 – a mimo to, mimo że Nolan wydaje się całkowicie gotowy na wyreżyserowanie filmu o Bondzie, to się jeszcze nie stało.

Choć wszyscy czekają, aż Nolan i opiekunowie Bonda, EON Productions, będą współpracować, reżyser nie waha się wyrazić swojej opinii na temat serii. Zapytany o swój ulubiony film i aktora o Jamesie Bondzie, Nolan jako swoje ulubione wybrał „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” i Timothy’ego Daltona. Co to jest? Nie ten Connery? Cóż, wygląda na to, że jeśli chodzi o oryginalnego aktora Bonda, Nolan tak naprawdę najbardziej ceni Connery’ego za jego inną pracę – coś, co niewątpliwie podobało się Connery’emu z końca lat 60. i wczesnych 70. Must.

Nolan nie tylko uznaje film inny niż Bond jako swoją ulubioną kreację Connery’ego, ale reżyser podziwia także zdolności zmarłego aktora do wszystkiego innego niż szpiegowanie dla Queen and Country. podczas występu na w klubie wideoNolan uznał „The Offense” Sidneya Lumeta za najlepszy film o Connery’m, mówiąc: „Niesamowite, to Sean Connery – to jego najlepsza kreacja. Kunsztu Seana Connery’ego nie zobaczysz nigdzie indziej (…) Ten film jest absolutnie niesamowite.”

Christopher Nolan uwielbia zaskakujący (i rozczarowujący) dramat kryminalny Seana Connery’ego

Chwaląc „The Offense”, Christopher Nolan powiedział, że był on również „bardzo rozczarowujący”. Właściwie ten film jest dość ponurą pozycją w filmografii Seana Connery’ego. „The Offense” to jedna z pięciu współpracy aktora z Sidneyem Lumetem, w której Connery wciela się w brytyjskiego detektywa, sierżanta Johnsona, weterana policji, którego przez lata powoli gnębiły różne niepokojące sprawy, do których został przydzielony. Podczas przesłuchiwania podejrzanego o gwałciciela i mordercę Kennetha Baxtera (Ian Bannon) Johnson w końcu załamuje się z powodu obciążeń psychicznych związanych z burzliwą karierą, a detektyw bije podejrzanego, po czym zostaje eskortowany z pokoju. Baxter umiera później w szpitalu, a reszta filmu skupia się na przesłuchaniu Johnsona, gdy ten godzi się ze swoimi czynami.

Ogólnie rzecz biorąc, „The Offense” jest tak odległy od filmów o Jamesie Bondzie z tamtego okresu, jak można sobie wyobrazić, przynajmniej pod względem tonu. Wydaje się jednak, że trafiło to w gust Nolana, który tak entuzjastycznie wypowiada się o występie Connery’ego, że od razu zapragniesz obejrzeć film. Chociaż aktor ostatecznie zbudował karierę, która stanowi świadectwo jego różnorodnego talentu, fakt, że Nolanowi spodobał się jeden z filmów, w których nakręcił ten talent, gdy był pewien, że ma na to pewność. Wygląd będzie dobrze pasował do mężczyzny, z którym nadal jest . My.

Chociaż wyraźnie wolał „The Offense”, słynny zwolennik formatu fizycznego Christopher Nolan bez wątpienia poparłby odejście Lumeta od kręcenia filmów na rzecz pracy nad filmem.

Source link