Wreszcie drugi sezon „Squid Game” jest naprawdę ekscytujący I Ciężki. Nowy sezon toczy się w stałym tempie, przechodząc nowe zwroty akcji i zmiany oraz wprowadzając bardziej śmiercionośne gry. Jednak w przypadku siedmiu odcinków, w przeciwieństwie do dziewięciu odcinków pierwszego sezonu, drugi sezon często wydaje się niczym więcej niż nakrywaniem stołu do trzeciego i ostatniego sezonu. Myślę, że można to uznać za „Imperium Kontratakuje” trylogii „Gra w Squid”, kontynuację bez prawdziwego zakończenia, mającą na celu zaskoczyć Cię i sprawić, że będziesz głodny więcej. Z drugiej strony, zanim przeczytasz wszystkie siedem odcinków drugiego sezonu „Gry w kałamarnice”, możesz zadać sobie pytanie: „Czy to ten?” Z pewnością nie pomaga to, że Hwang wypełnia sezon krętymi historiami, które prowadzą donikąd. Czy serial ich zabije w sezonie 3? Być może Ale takie podejście nie zapewnia zbyt fascynującego oglądania.
Wraz z rozpoczęciem sezonu 2 minęło trochę czasu od finału sezonu 1, a Gi-hun pozostaje zarówno nawiedzony, jak i zdeterminowany. Wykorzystał swój ogromny jackpot, aby zatrudnić cały zespół ludzi, którzy pomogli mu wyśledzić ludzi stojących za ludźmi prowadzącymi Squid Games. Gi-hun mógł zabrać mu pieniądze i uciec, ale zamiast tego chce raz na zawsze zamknąć organizację. Na tym froncie dołącza do niego Hwang Joon-ho (Wi Ha-joon), policjant mający bezpośredni związek z śmiercionośnymi igrzyskami: jego brat, Hwang In-ho (Lee Byung-hun), nazywany Frontem Stary, to on prowadzi serial, nosi maskę i ubiera się jak gotycki Doktor Doom, dominując w grach.
Sam charakter serialu dyktuje, że prędzej czy później Gi-hun będzie musiał wrócić do gry. I oczywiście tak właśnie się dzieje. I tu zaczynają się problemy w drugim sezonie. Niemal natychmiast pojawia się poczucie powtórzenia. Próbując przypomnieć widzom, co im się w serialu najbardziej podobało, sezon 2 „Squid Game” kończy się recyklingiem elementów z sezonu 1. Następuje także duży zwrot akcji z udziałem jednego z nowych graczy, który zostaje przeniesiony bezpośrednio z pierwszego sezonu. Do diabła, powraca nawet wątek poboczny pobierania narządów.
Poza tym sezon 2 popełnia duży błąd, dając nam zbyt mało gier. Tym, co sprawiło, że sezon 1 był tak niezapomniany, była liczba śmiercionośnych gier, w których gracze uczestniczyli odcinek po odcinku. Sezon 2 daje nam jednak tylko kilka gier, a jedna z nich – Red Light, Green Light – została przeniesiona z sezonu 1. I choć w pierwszym sezonie Joon-ho miał co robić, mógł się przemykać i bawić. Sezon 2, którego akcja rozgrywa się na tajemniczej wyspie, na której toczą się gry, umieszcza go na łodzi na cały sezon, a każdy odcinek krótko go przedstawia, gdy wędruje po okolicy, próbując znaleźć Gi-huna. Szczerze mówiąc, jest to dość nudne i nadaje całemu sezonowi dziwne uczucie, jakby Hwang był rozdarty w dwóch kierunkach między chęcią popchnięcia historii do przodu, a jednocześnie borykaniem się z koniecznością ponownego wykorzystania znanych rytmów.