Ponieważ wiemy, że Eggers potrafi i reżyserował tradycyjnie trzymającą w napięciu akcję, brak akcji w „Nosferatu” jest oczywistym wyborem twórczym. Najlepszy przykład odrzucenia działań Eggersa pojawia się na początku filmu, gdy Thomas Hutter próbuje uciec z zamku hrabiego Orloka. Inni reżyserzy nakręciliby tę sekwencję z szybkością i intensywnością, być może naprzemiennie wykonując zbliżenia szybko obracającą się kamerą. To z pewnością uczyniłoby scenę ekscytującą i postawiłoby widzów bezpośrednio w sytuacji Thomasa. Zamiast tego Eggers filmuje z dystansu zdesperowanego mężczyznę i jego desperackie działania, kadrując go w wyszukanych scenach, w których dominuje w ustalonym z góry więzieniu. Gdy szybko się porusza, kamera powoli przesuwa się wokół niego, rejestrując rytm akcji, ale sprawiając, że czuje się bezradny i żałosny. Nie jesteśmy w skórze Thomasa. Nie czujemy jego adrenaliny. Jesteśmy zdystansowanym obserwatorem, obserwującym z dystansu, jak jest on całkowicie bezsilny wobec czegoś, co sprawia, że każde zdeterminowane ludzkie działanie wydaje się całkowicie bezużyteczne.
W „Nosferatu” każde ludzkie działanie wydaje się… małe. Kadrę dominuje jedynie wszechpotężny Orlok, a film wykorzystuje jedynie szybkie cięcie lub inne typowe dla kina akcji zabiegi, gdy ten wynurza się z cienia, by upolować ofiarę. Wampiry filmuje się językiem wizualnym kojarzącym się z władzą, podczas gdy każda ludzka postać równie dobrze może być mrówką pełzającą po ziemi. Widzimy je wędrujące i wyglądają na bardzo słabe i samotne.
Szerokie ujęcia, ujęcia statyczne i pełne wdzięku, ale spektakularne ruchy kamery są kontynuowane przez cały film. To powinno być ekscytujące, gdy „ludzie z misją” zbierają się na ostatnią podróż do legowiska Orloka, ale Eggers na to nie pozwala. Ostatecznie ich poszukiwania zamieniają się w dziką gonitwę, a porażka wampira następuje gdzie indziej, poprzez postać, która zdaje sobie sprawę, że jedynym sposobem na pokonanie go jest całkowite poddanie się. Poddawać się bierności.
Wiele horrorów opowiada o porażce i o tym, jak słabi jesteśmy w obliczu rzeczy, które chcą nas skrzywdzić. Ale „Nosferatu” to rzadki film, który naprawdę sprawia, że czujemy to w kościach.
Opowiadałem o tym (i reszcie moich ulubionych filmów 2024 roku) w najnowszym odcinku podcastu /Film Daily, którego możecie posłuchać poniżej:
Możesz subskrybować /Film Daily podcasty o jabłkach, pochmurny, SpotifyLub gdziekolwiek otrzymujesz swoje podcasty i przesyłaj swoje opinie, pytania, komentarze, wątpliwości i tematy poczty do nas na adres bpearson@slashfilm.com. Proszę o pozostawienie swojego imienia i nazwiska oraz ogólnej lokalizacji geograficznej na wypadek, gdybyśmy wspomnieli o Twoim e-mailu na antenie.