Płodny autor horrorów Stephen King napisał wiele powieści i opowiadań, z których wiele doczekało się adaptacji filmowych i telewizyjnych. Niektóre są naprawdę świetne, jak „Gra Geralda” i „Doktor Sen” Mike’a Flanagana, a inne nie są tak świetne, jak okropny film o zombie na telefon komórkowy „Cell” i krytycznie przeskanowany, ale w większości zapadający w pamięć „Cemetery”. .”

Należy się zastanowić, co sam King sądzi o tych wszystkich adaptacjach. No, może z wyjątkiem „Lśnienia”, gdyż King dał jasno do zrozumienia, co myśli o adaptacji Stanleya Kubricka. (Nienawidzi tego. Właściwie W rzeczywistości nienawidzi tego.)

Promując filmową adaptację „Łapacza snów” w 2003 roku, King ujawnił, że nie był tak podekscytowany kolejną filmową wersją jednej ze swoich książek, mimo że wyreżyserował ją mistrz horroru John Carpenter. Film „Christine” z 1983 roku najwyraźniej „znudził” Kinga tak samo jak „Lśnienie”, co mówi coś, biorąc pod uwagę jego wokalną niechęć do stylowego i przerażającego filmu Kubricka. Szczerze mówiąc, trudno sobie wyobrazić, żeby którykolwiek film nudził się, ponieważ jeden to arcydzieło, którego akcja rozgrywa się w nawiedzonym hotelu, a drugi to pokręcona historia miłosna o zabójczym samochodzie, ale może są to inne hity, gdy są własne historie.

King rzucił ostre słowa pod adresem Christine

Mając na uwadze, że Promocja „Łapacz snów”. Co samo w sobie jest trochę śmierdzące, King użył ostrych słów zarówno wobec „Christine”, jak i „Lśnienia”, mówiąc:

„Być może jestem najbardziej adaptowanym powieściopisarzem współczesnych czasów… i mówię to nie z wielką dumą, ale z pewnym zaskoczeniem. Ta 30-letnia produkcja celuloidu zaowocowała wieloma godnymi szacunku adaptacjami… i najlepszymi z zawierają elementy, z których jestem najbardziej znany: science fiction, fantasy, zjawiska nadprzyrodzone i obrzydliwe momenty… Książki zawierające te elementy stały się ogromnymi filmami, o których albo się zapomina Są lub wręcz żenujące – mam na myśli głównie „Christine” i „Lśnienie” Stanleya Kubricka – powinny być dobre, ale… cóż, wcale nie są dla mnie nudne. „Nudny, wolę być zły niż być” .’

Auć. King nie myli się, preferując filmy złe od nudnych, jednak jego opinia o adaptacjach jego filmów nie do końca pokrywa się z widownią i przyjęciem krytycznym. Chociaż King wolałby reżysera „Brudnego Harry’ego” Dona Siegela niż Kubricka, „Lśnienie” stało się klasyką horroru. A co z „Christine”? Pomimo tego, że ani King, ani Carpenter nie są fanami, jest to solidny mały klejnot horroru.

Christine jest lepsza, niż King i Carpenter jej przypisują.

Choć Carpenter nie był tak surowy jak King, nie ma sentymentów do „Christine” i szczerze przyznaje, że zrobił to dla wypłaty, a nie z powodu prawdziwej miłości do tej historii. Jednak „Christine” to naprawdę świetna zabawa, a Keith Gordon gra wspaniałą główną rolę Arniego, samotnego nastolatka, który zakochuje się w Plymouth Fury z 1958 r., któremu nadaje imię Christine (zgadłeś). Nieprzyzwoicie utalentowany aktor charakterystyczny Harry Dean Stanton pojawia się także jako policjant prowadzący dochodzenie w sprawie morderstw popełnionych przez Christine (i Arniego), a Carpenter daje z siebie wszystko, nawet jeśli chce tylko zarobić. A tak na serio, obejrzyj sceny, w których samochód odbudowuje się po zniszczeniu lub gdy sam jedzie po drodze w płomieniach, z piosenką „Bad to the Bone” George’a Thorogooda i The Destroyers i powiedz mi, że to nie jest śmieszne dobry w 1983 r.

„Christine” może być krótkim filmem Stephena Kinga, ale nadal jest całkiem niezły i na pewno nie „nudny”. Jest mnóstwo adaptacji Kinga gorszych od „Christine” (i to nawet nie włączając adaptacji telewizyjnych). Minęło prawie 20 lat, odkąd King wygłosił te uwagi, więc mógł zmienić tonację. Jeśli nie, ten film o zabójczych samochodach wciąż ma co najmniej jednego fana: mnie.

Source link