Epopeja przygodowa Jamesa Mangolda „Indiana Jones i tarcza przeznaczenia” była niezwykle kosztownym filmem. Raport z Forbesa Zauważono, że film może kosztować 387 milionów dolarów, co, jeśli to prawda, uczyniłoby go jednym z 10 najdroższych filmów wszechczasów. Nastąpiło to po zakończeniu niefortunnego trendu w Hollywood – który wciąż wymiera – polegającego na nadmiernych wydatkach na ogromne hity kinowe w nadziei, że w zamian zarobi miliardy. Model ten sprawdził się przy bardzo, bardzo, bardzo, bardzo drogim filmie „Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy”, którego produkcja kosztowała około 447 milionów dolarów, ale na całym świecie zarobiła ponad 2 miliardy dolarów. Jednak w ostatnich latach wpadki stały się częstsze niż hity, a drogie produkcje, takie jak „The Marvels” czy „Flash”, ostatecznie pozostały w tyle.
„Dial of Destiny”, piąty film z udanej serii „Indiana Jones”, miał wywołać takie same emocje jak „Gwiezdne wojny”, ale widzowie nie byli zachwyceni rozmachem filmu, jego nieciekawą fabułą i faktem, że gwiazda Harrison Ford – która wcześniej była zdolną gwiazdą kina akcji, która często biła pięściami złoczyńców, jeździła na motocyklach i sypiała z kobietami – teraz ma 80 lat i mniej jest do tego zdolna. Był to także pierwszy film z serii, którego reżyserem nie był Steven Spielberg, co prawdopodobnie zniechęciło część bardziej zagorzałych fanów. Nie pomogło również to, że recenzje były jedynie letnie; Ma skromną ocenę 70% na Rotten Tomatoes. „Dial of Destiny” zarobiło na całym świecie zaledwie 384 miliony dolarów. Korzystając z hollywoodzkiej księgowości (obejmującej marketing), film prawdopodobnie straci ogółem około 143 milionów dolarów.
Mangold oczywiście nie był zadowolony, że film okazał się klapą. Reżyser filmów „Walk the Line”, „Logan” i „A Complete Unknown” włożył wiele myśli i energii w swój film „Indiana Jones”, wydając miliony, aby był jak najbardziej wciągający, a ten Baat był szczęśliwy, że dostał ten film, aby kontynuować serię, którą lubił od dzieciństwa. Potem, pomimo całej jego ciężkiej pracy, większość publiczności nie przejmowała się tym zbytnio. Mangold rozmawiał z Deadline Niedawno poinformował, że doznał kontuzji.
James Magold zraniony negatywną reakcją na „Dial of Destiny”
Mangold przyznaje, że znalazł się w impasie. Otrzymał już zadanie nakręcenia nowego filmu o Indianie Jonesie i mógł albo zatrudnić 80-letniego Harrisona Forda, albo nowego aktora. Patrząc na opcje, pierwsza opcja wydawała się znacznie lepsza, ale Mangold zdawał sobie sprawę, że widzowie odrzucą którąkolwiek z nich. Tak opisał swoje dylematy:
„Masz wspaniałego, genialnego aktora, który jest po 80. (…) Robię więc film o tym gościu po 80. roku życia, ale na innym poziomie jego widzowie kibicują swojemu bohaterowi w tym wieku. A ja Mówię: „Jestem w tym dobry”. Nakręciliśmy ten film. Pytanie jednak brzmi: jak widzowie będą z niego zadowoleni, jeśli nie zaczniemy od nowa z nową osobą?
Jednak przede wszystkim Mangold zrozumiał, że widzowie odrzucili poruszaną w jego filmie tematykę śmiertelności. Chciał powiedzieć: wszyscy bohaterowie umierają. W końcu bohaterowie akcji żyją według kodeksu przemocy, często bijąc i zabijając setki „złych facetów” w imię prawości. Jednak to zabijanie niszczy duszę człowieka i niekoniecznie gwarantuje komfortową egzystencję u kresu życia. Widzowie zaakceptowali te motywy w „Loganie” Mangolda – opowiadającym o starzejącym się Wolverinie – ale w przypadku Indiany Jonesa odrzucili je. Powiedział:
„Moi bohaterowie z dzieciństwa (Steven Spielberg i Kathleen Kennedy) pojawiają się w moim życiu i mówią: «Mamy dla ciebie nad czym pracować». (To było) radosne doświadczenie, ale smutne w tym sensie, że naprawdę kochałem Harrisona i chciałem, żeby widzowie pokochali go za to, kim jest, i zaakceptowali to, co chciał przekazać ten film życia.”
Niestety starszy Indiana Jones nie pasował do dużego studia i masowej publiczności. Harrison Ford wycofał się z tej roli i obecnie nie ma planów angażowania kolejnych mediów w Indianę Jonesa. Tak kończy się franczyza. Nie z hukiem, ale z tarczą.