Wycieczki Donalda Trumpa w głąb polityki zagranicznej były nieliczne i zdarzały się rzadko. Obiecał zbudować silną armię i trzymać kraj z dala od wojny. Powiedział, że zaprowadzi pokój w Gazie i zakończy wojnę na Ukrainie „pierwszego dnia”, nigdy nie podał szczegółów.

W zeszłym tygodniu Trump odważnie poruszył sprawy globalne, ale ledwo odniósł się do ustalonych priorytetów. Zamiast tego na konferencji prasowej w Mar-a-Lago skupił się na liście niejasnych, prawdopodobnie pojedynczych celów: przejęciu Grenlandii od Danii, wchłonięciu Kanady jako znacznie większego 51. państwa i aneksji Panamy Taking odzyskanie kontroli nad kanałem.

Nowo wybrany prezydent zapowiedział, że poprzez presję gospodarczą przejmie wszystkie trzy terytoria pod amerykańską kontrolę, ale nie wykluczył użycia siły w celu zajęcia Grenlandii i kanału.

Wydawało się, że jest to odrodzenie XIX-wiecznego imperializmu kanonierek lub przynajmniej powrót do globalnego porządku, który dominował przed II wojną światową – „stref wpływów”, w których wielkie mocarstwa dominowały na swoich terytoriach, a mniejsze kraje znajdowały się pod ich kontrolą.

Jak to często bywa w przypadku Trumpa, nie było wiadomo, czy traktować go poważnie.

W końcu ogłosił także, że nada Zatoce Meksykańskiej nową nazwę, „Zatoka Amerykańska” – prawdopodobnie pod władzą jakiejś jeszcze nienazwanej władzy prezydenckiej, która stoi na czele zmiany nazwy.

I bez podpowiedzi wykluczył inwazję na Grenlandię lub Panamę. Na konferencji prasowej reporterzy zapytali, czy wykluczy użycie siły – na to pytanie prawie zawsze, niezależnie od kontekstu, odpowiada „nie”.

Mimo to jego pobrzękiwanie szablą i cłami należy traktować poważnie.

Groźby Trumpa wobec słabszych krajów odzwierciedlają podstawowe założenia światopoglądu Trumpa, czyli czynniki, które prawdopodobnie sprawią, że jego polityka zagraniczna drugiej kadencji będzie chaotyczna i niestabilna.

Często lubi zwiększać swoje wpływy, nakładając cła na inne kraje. Podczas swojej pierwszej kadencji groził zniszczeniem północnoamerykańskiej umowy o wolnym handlu z Meksykiem i Kanadą, jeśli oba kraje nie zgodzą się na drobne zmiany, co Prezydent uznał za historyczny sukces. Teraz próbuje tej samej sztuczki, aby wywrzeć presję na Danię, aby oddała mu Grenlandię.

Nigdy nie przyjęli idei „porządku międzynarodowego opartego na zasadach”, systemu, który zabrania wielkim mocarstwom i małym krajom atakowania lub wywierania nacisku na swoich sąsiadów. Stworzenie takiego systemu było głównym celem amerykańskiej polityki zagranicznej od czasów II wojny światowej, kiedy Niemcy i Japonia próbowały siłą zdominować Europę i Azję Wschodnią.

Jednym z elementów tego porządku jest zaprojektowany przez USA system sojuszy wojskowych, taki jak Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego. Trump uważa, że ​​jest to oszustwo wymyślone przez obcokrajowców, aby oszukać Amerykanów, aby się bronili.

„Chcą bezpieczeństwa” – poskarżył się ostatnim razem. – Wiesz, nie płacą nam za ochronę. Tłum prosi cię o pieniądze, prawda?”

Jako członkowie NATO Kanada i Dania nie muszą się martwić, że Stany Zjednoczone planują aneksję któregokolwiek z ich terytoriów – ale przez następne cztery lata będą to robić.

Kolejnym elementem porządku opartego na zasadach jest zasada samostanowienia, zgodnie z którą obywatele państwa mają prawo decydować, kto będzie nimi rządził. Najwyraźniej Trump nigdy o tym nie słyszał. Nigdy nie zatrzymywał się, aby zapytać Grenlandczyków, Kanadyjczyków i Panamczyków, czy chcą, aby Stany Zjednoczone weszły do ​​UE.

Ironią jest to, że zastraszające podejście Trumpa już przyniosło odwrotny skutek.

Weźmy na przykład jego ambicje dotyczące silniejszej obecności USA na Grenlandii. To nie jest szalony pomysł; Wyspa, która leży wzdłuż szlaków morskich Arktyki i posiada ogromne zasoby ropy naftowej i minerałów ziem rzadkich, będzie głównym atutem strategicznym. A biedni Grenlandczycy mogą z radością powitać amerykańskie inwestycje – jeśli wierzą, że na nich skorzystają.

Jednak sposób, w jaki Trump przedstawił to jako groźbę wrogiego przejęcia, sprawił, że było mało prawdopodobne, aby im się to udało.

„Urzędnicy na Grenlandii są wybierani przez lud” – powiedział w zeszłym tygodniu w CNN jego były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton. „Ciągle mówisz o ich wykupieniu, jakby to była transakcja dotycząca nieruchomości, wzmacniasz ich pozycję – spychasz ich w kąt, który bardzo utrudni osiągnięcie tutaj prawdziwego amerykańskiego interesu narodowego”.

Nawet w Kanadzie bluźnierstwo Trumpa wywołało reakcję całego spektrum politycznego. Trump stwierdził, że „wielu Kanadyjczykom” podoba się pomysł utraty suwerenności; dostał referendum Rzeczywisty udział wyniósł 13%. „Kanada nigdy nie będzie 51. stanem” – powiedział przywódca konserwatystów Pierre Poilievre, największy wpływ Trumpa w Kanadzie.

Natomiast w Panamie sugestia Trumpa, że ​​Stany Zjednoczone mogłyby odzyskać kanał, spotkała się z przewidywalną reakcją. Prezydent José Raúl Mulino powiedział: „Kanał jest panamski i należy do Panamczyków”. – Nie ma o czym rozmawiać.

Co najgorsze, twierdzenie Trumpa, że ​​Stany Zjednoczone mają prawo do kontrolowania terytorium w swoim sąsiedztwie, czy mieszkańcom się to podoba, czy nie, szkodzi szerszym interesom USA na całym świecie.

„To dokładnie to samo stanowisko, jakie Xi Jinping ma w sprawie Tajwanu” – powiedział Bolton – „oraz uzasadnienie Władimira Putina dla jego inwazji na Ukrainę”.

Jeśli Trump podejmie dalsze próby odtworzenia XIX-wiecznej strefy wpływów na półkuli zachodniej, nie tylko wzmocni to chińskie i rosyjskie roszczenia do stref wpływów w Azji i Europie; Osłabiłoby to sojusze, których Stany Zjednoczone potrzebują przeciwko nim.

Byłoby to bardzo złe porozumienie – zwłaszcza dla prezydenta, który uważa się za mistrza zawierania transakcji.

Source link