Fajną rzeczą w „Strefie mroku” jest to, że chociaż jego pierwotna emisja technicznie zakończyła się w latach 60. XX wieku, serial nigdy nie zniknął. W rzeczywistości stracony. Nie tylko zdarzają się ciągłe restarty, ale widać wpływ serialu w zasadzie w każdej większej antologii serialu telewizyjnego i tonach horrorów, które po nim nastąpiły. Widzowie uwielbiają dobre, zwrotne zakończenia w stylu „Strefy mroku”, a hollywoodzcy scenarzyści uwielbiają dostarczać wspaniałe zakończenia.

Aby wybrać jedne z najlepszych filmów w stylu „Strefy mroku”, ograniczyłem swój wybór do filmów, które nie tylko wydają się podobne do serialu, ale których założenia wydają się zbliżone do faktycznych odcinków, które zostały w nim wyemitowane. pokazywać. Te pięć filmów nie jest jedynymi, które sprawiają wrażenie długich odcinków „TZ”, ale z pewnością jest to pięć filmów, które warto obejrzeć.

Ostrzeżenie: łagodne przegrany Dla każdego filmu i odcinka „Strefy mroku” wymienionego poniżej.

5. Ostateczny cel

W odcinku „TZ” z 1959 r. „And When the Sky Was Open” trzech astronautów cudem przeżywa katastrofę w przestrzeni kosmicznej i bezpiecznie wraca na Ziemię, ale jeden po drugim zaczyna znikać. To szczególnie ponure założenie, ponieważ tak naprawdę nie można się z tego wyciągnąć żadnej lekcji – odcinek po prostu odzwierciedla obawy z czasów wyścigu kosmicznego, że być może ludzkość nie powinna ingerować poza ziemską atmosferą, a może powinniśmy w ten sposób drwić z losu i z siebie zostanie za to ukarany.

„Final Destination” nie jest odzwierciedleniem tego odcinka jeden na jeden, ale odtwarza uczucie ulgi i strachu. Jej główni bohaterowie początkowo czują się szczęśliwi, że uciekli z samolotu pasażerskiego, zanim eksplodował w powietrzu, ale gdy zaczynają umierać jeden po drugim, szybko zdają sobie sprawę, że może lepiej byłoby umrzeć tak, jak „powinni”. , Lepiej umrzeć szybko, niż mieć mściwą śmierć, która nieustannie próbuje cię ścigać.

Niektórym postaciom w „Final Destination” udaje się uciec przed gniewem śmierci, ale końcowa sekwencja jasno pokazuje, że śmierci można jedynie uniknąć, a nie pokonać. To nie tylko niepokojąca uwaga końcowa, ale także komentarz bardzo prawdziwy: w końcu śmierć wciąż wisi nad nami wszystkimi. Jedyna różnica polega na tym, że śmierć w prawdziwym życiu nie jest tak sprytna w tej całej sprawie, zwykle zabiera nas przez nudną rzecz, taką jak wolno postępująca choroba serca, zamiast jakiś skomplikowanych scenariuszy w stylu Rube Goldberga, które tu widzimy Iść.

Nigdy nie podobały mi się zbytnio kontynuacje „Final Destination”, ponieważ często posunęły się za daleko w stronę horroru, ale pierwszy film jest świetny w tym sensie, że jest zabawny i straszny, a nie przesadnie straszny. Chory, satyryczny humor filmu jest zabawny, a jednocześnie niesie ze sobą ten rodzaj serca i empatii, jakie często zawierał twórczość Roda Serlinga. Warto również zauważyć, że większość filmów z serii „Ostateczne przeznaczenie” ma zabawne zakończenie przypominające „Strefę mroku”, zwłaszcza (zaskakująco dobry) piąty film.

4. 10 Cloverfield Lane

„10 Cloverfield Lane” został złapany w swego rodzaju marketingowy paragraf 22. Tytuł (i jego oczywiste powiązanie z filmem „Cloverfield” z 2008 roku) zwrócił na film dodatkowe spojrzenie, ale także wzbudził oczekiwania, którym film nie mógł sprostać. Jeśli chciałeś obejrzeć film o kosmitach, rozczarowałeś się wszystkim z wyjątkiem ostatnich kilku minut tego filmu; Jeśli nie podoba wam się połączenie z „Cloverfield”, czeka Was zabawny dramat psychologiczny z udziałem kosmitów wrzuconych w ostatniej chwili.

Mimo to jest tu wiele do pokochania, zwłaszcza dla fanów „Strefy mroku”, którzy pamiętają „One More Pallbearer”, (niezbyt popularny) odcinek z 1962 roku o mężczyźnie, który uwodzi trzech nieznajomych. Jeden zabiera ich do bunkra i mówi im to muszą zostać z nim, aby uniknąć zbliżającego się nuklearnego armagedonu. Podobnie jak większość ludzi budujących podziemne bunkry, ten człowiek nie jest przy zdrowych zmysłach, a ludzie, których okłamuje, szybko zorientują się, że lepiej zaryzykować na zewnątrz.

Jednak dla Michelle (Mary Elizabeth Winstead) wydostanie się z bunkra okazuje się trudniejsze. Warstwy szaleństwa właściciela bunkra sięgają znacznie głębiej niż w przypadku mężczyzny z „One More Pallbearer”, a „10 Cloverfield Lane” nie spieszy się z odkryciem szaleństwa zakładnika i pomaga Mitchellowi dowiedzieć się, jak sobie z nim poradzić. W efekcie powstał trzymający w napięciu i dający do myślenia thriller. Jasne, że istnieją kosmici, ale jak wszystkie dobre odcinki „Strefy mroku”, ta historia tak naprawdę opowiada o ludziach. Film jest alegorią tego, jak trudno jest uciec od związku, w którym dochodzi do przemocy, i jak zakres stosowania przemocy jest znacznie szerszy, niż wielu osobom się wydaje.

Kolejną zabawną cechą tego filmu przypominającą „Strefę mroku” jest niski budżet, jaki wydaje się przez większość czasu trwania. Akcja rozgrywa się niemal w całości w jednym miejscu, z niewielką ilością CGI, co przypomina sytuację, w której „Strefa mroku” często musiała opierać swoje spekulacyjne założenia na napiętym budżecie sieci. Wiele „10 Cloverfield Lane” wydaje się, że można je łatwo zaadaptować do sztuki scenicznej, jak często ma się wrażenie w przypadku wielu najlepszych odcinków „Strefy mroku”.

3. my

Nie wiem, co to jest, ale uwielbiam dobre, podobne historie. Dlatego jednym z moich ulubionych odcinków „Strefy mroku” jest „Odbicie lustrzane” opowiadające historię kobiety na dworcu autobusowym, którą nawiedza coś, co wydaje się być jej złym bliźniakiem. Pod koniec odcinka jej zła bliźniaczka całkowicie przejęła kontrolę nad jej życiem, a ona zostaje nazwana szaloną kobietą i zabrana do najbliższego szpitala psychiatrycznego.

Coś podobnego dzieje się w „My” Jordana Peele’a, filmie o sobowtórach i spustoszeniu, jakie sieją. Podobnie jak „Odbicie lustrzane” jest to niesamowita, przyziemna historia, która działa najlepiej, jeśli nie próbuje się jej zbytnio interpretować przez dosłowną soczewkę. Kiedy po raz pierwszy ukazał się „My”, spotkał się z dużą krytyką, ponieważ nie był tak napisany tak ściśle, jak pierwszy film Peele’a, „Uciekaj”, ale myślę, że jest na tyle brudny i ambitny, że czyni go bardziej interesującym filmem. Ogólnie. Podobnie jak w przypadku „Odbicia lustrzanego”, za każdym razem, gdy na nie spojrzysz, otrzymujesz od „Nas” coś nowego. Nic dziwnego, że sam Peele był tak blisko związany z serią odrodzenia „Twilight Zone” z 2019 roku.

Chociaż powiązania „Strefy mroku” z większością filmów z tej listy są niejasne, Jordan Peele bardzo otwarcie mówił, ile wyniósł z serialu podczas kręcenia „Nas”. jeden w Wywiad 2019Jako inspirację przytoczył „Odbicie lustrzane”: „To przerażająca, piękna, naprawdę piękna historia” – powiedział Peele. „I otwiera świat. Otwiera twoją wyobraźnię”.

2. Szósty zmysł

Twórczość reżysera M. Nighta Shyamalana od dawna porównywana jest do „Strefy mroku” głównie dlatego, że lubi on być trochę straszny (ale tego nie robi). Bardzo Straszny) i dodaj ogromny zwrot akcji na końcu. Ta reputacja była błogosławieństwem i przekleństwem: zapewniła mu popularność wśród mainstreamowej publiczności, ale być może wzbudziła także u widzów wygórowane oczekiwania wobec jego filmografii po „Znakach” do tego stopnia, że ​​ludzie w jakiś sposób myśleli, że „Wioska” była złą film. Kino.

„Szósty zmysł” to wciąż bez wątpienia najlepszy film w karierze Shyamalana, z zwrotem akcji tak kultowym, że nawet osoby, które nigdy go nie widziały, doskonale wiedzą, o co chodzi. Bruce Willis zdaje sobie sprawę, że jest duchem, mówiąc: „To książka kucharska!” Ujawnij się lub stań się człowiekiem niczym Doktor Ugly Pig z „Eye of the Beholder”. To zwrot akcji, który jest jednocześnie ekscytujący i zaskakujący, a jednocześnie całkowicie spójny ze wszystkim, co było wcześniej. I w przeciwieństwie do wielu innych filmów z dużymi zwrotami akcji, świadomość niespodzianki w ogóle nie obciąża filmu. Jeśli jest tu jakieś oczywiste podobieństwo do dowolnego odcinka „Strefy mroku”, jest to klasyk z 1960 r. „Autostopem”.

Shyamalan powiedział: „Myślę, że chciałem nakręcić pełnometrażowy film „Strefa mroku”, w którym w ostatniej sekundzie dzieje się coś niesamowitego i zdajesz sobie sprawę, że nie oglądałeś tego, co myślałeś, że oglądasz”. Wywiad z 2021 roku„A potem nieuchronnie, kiedy wrócisz i obejrzysz film po raz drugi, wszystko w nim musi sprawiać wrażenie, jakby było nieuniknione”. Próbował tego podejścia wiele razy w swojej karierze, ale nigdy nie był w stanie zrobić tego tak dobrze, jak tutaj.

1. Mgła

Chociaż autor powieści, Stephen King, bardziej inspirował się H.P. Lovecraftem niż Rodem Serlingiem, reżyser Frank Darabont wiele się nauczył z „The Monsters Are Due on Maple Street”, odcinka „Twilight Zone” z 1960 roku, w którym nagle pojawia się małe miasteczko. utknął. W przerażającym, odosobnionym, apokaliptycznym wydarzeniu.

Podobieństwa do „Mgły” są oczywiste, ale odcinek, który najbardziej przychodzi mi na myśl, to „Wreszcie wystarczająco dużo czasu”. To jest odcinek, w którym mężczyzna, który zawsze chciał mieć więcej czasu na czytanie książek, przeżywa apokalipsę, jest podekscytowany, że w końcu ma czas na przeczytanie wszystkich swoich książek, ale potem pękają mu okulary, przez co umiera. Zostaje ślepy i samotny na zawsze. To zakończenie, które nie służy niczemu innemu niż zranienie publiczności. – Czy nie byłoby źle, gdyby tak się stało? – pyta odcinek i jedyne, co możemy zrobić, to zgodzić się, że tak, na pewno tak się stanie.

Choć powieść „Mgła” zakończyła się dość optymistycznie, reżyser Frank Darabont zdecydował się zakończyć swoją adaptację największą wpadką świata. To nie do końca sadyzm – jest tu mała, miła lekcja na temat tego, jak ważne jest, aby nigdy nie tracić nadziei, nawet w najbardziej tragicznych sytuacjach – ale z pewnością jest to smutne, kiedy dojdziesz do końca. To tak, jakby ktoś „w końcu miał dość” i jeszcze bardziej zwiększył okrucieństwo. Czy „Strefa mroku” przetrwałaby z takim finałem w pierwotnej wersji? Prawdopodobnie nie, ale Rod Serling prawdopodobnie uszanowałby duży zamach Darabonta.

Source link